Za zespołem InPost ChKS Chełm mecz ze Steam Hemarpol Politechniką Częstochowa. Biało-zieloni zwyciężyli 3:1. Po spotkaniu porozmawialiśmy ze szkoleniowcem drużyny - Krzysztofem Andrzejewskim.
Po słabszym meczu ze Skrą Bełchatów odpowiedzieliście dobrą dyspozycją w starciu ze Steam Hemarpol Politechniką Częstochowa. Jak oceniasz tę rywalizację?
Mecz ze Skrą był najsłabszym z ligowych meczów w naszym wykonaniu. Oczekiwania mieliśmy duże, a rzeczywistość była inna. Byliśmy po tym spotkaniu zawiedzeni. Przed meczem z Częstochową największym wyzwaniem było wyrzucenie z głowy tamtego spotkania, co nie było łatwe w ciągu zaledwie dwóch dni przerwy. Natomiast z tego jestem najbardziej zadowolony. Drużyna wyszła, pomijając wynik, pozytywnie nastawiona. Była radość z gry i to było kluczowe, że nie daliśmy tym meczem z Bełchatowem złamać się psychicznie. To dobrze o nas świadczy.
Zwycięstwo nad Częstochową było dużo bardziej przekonujące niż to nad Gorzowem. Chyba im dalej w ligę, tym nabieracie większego doświadczenia. Czy sądzisz, że - paradoksalnie - mecze z silniejszymi rywalami w tym pomogły?
Mecze na początku ligi z silnymi rywalami były o tyle dobre, że nie było na nas jakiejś wielkiej presji rezultatu. Oczywiście my sami wierzyliśmy, że można urwać punkty czy nawet wygrać z tymi zespołami. Były jednak dobrym poligonem, treningiem i testem w warunkach meczowych i stresowych. Zawsze czym innym jest trening, czym innym sparing, a jeszcze czym innym mecz ligowy, gdzie czasem emocje biorą górę. Ja w tych spotkaniach mogłem jeszcze raz, na zasadzie poligonu, sprawdzić wszystkich chłopaków. W zasadzie każdy dostał swoją szansę i nabrał dodatkowego doświadczenia, pewności siebie. Ja z kolei uzyskałem odpowiedzi na niektóre pytania. Wspomniane mecze były więc na pewno pożyteczne i dały nam sporo doświadczenia. Okrzepliśmy. Nie zapominajmy jednak, że były to spotkania przegrane, a kiedy wynik nie jest korzystny nigdy nie rosną morale. Nawet jeśli nieźle grasz. Jest to więc dwuznaczne. Każdy mecz to inna historia. Rywalizacja z Gorzowem to inne podejście, inny moment sezonu. Teraz graliśmy praktycznie dzień po dniu mając tylko jeden dzień przerwy. To wszystko miało znaczenie. Nie lubię porównywać meczu do meczu, ponieważ każdy jest inną historią. Do każdego trzeba się inaczej przygotować.
Z jakiego elementu gry w starciu z Częstochową jesteś najbardziej zadowolony?
Na pewno jestem zadowolony z naszej gry w kontrataku. Sporo piłek podbijaliśmy, co jest naszym standardem, jednak nie zawsze potrafiliśmy przekuć to na punkty. Tym razem te wystawy sytuacyjne, po obronie piłek, były dobre jakościowo, komfortowe dla atakujących, co pozwalało zamieniać je na punkty. Jestem zadowolony również z tych poza siatkarskich rzeczy. Potrafiliśmy się mentalnie podnieść, to było dla mnie najbardziej satysfakcjonujące.
W meczu z Częstochową dobre zawody zanotował Remigiusz Kapica, można powiedzieć, że się wreszcie przełamał. Jak oceniasz jego grę?
Nie lubię takiego mówienia o przełamaniu. Remek to świetny atakujący, podobnie jak Jędrek Goss. Musieliśmy po prostu wejść w tę ligę, poczuć się. Obaj są świetnymi zawodnikami, ale to tylko ludzie. Każdy ma swój rytm, swoje emocje. Każdy potrzebuje pewności siebie. To wszystko jest proces. Nie panikowaliśmy. Wiedziałem, że prędzej czy później Remek poczuje się i zagra dobry mecz. Stało się to w najlepszym momencie. Także brawa dla Remka i oby tak dalej.